Walentynowicz: lacze moment bycia aktorem i widzem.

Walentynowicz: łączę moment bycia aktorem i widzem.

rozmawia Przemysław Gulda

trojmiasto.gazeta.pl 13.01.2015

PG:  Tematem twojej wystawy „Teatr zapisu” jest sam akt dokonywania rejestracji obrazu. Dlaczego właśnie ten moment jest dla ciebie taki ważny?

DW:   Może inaczej : Najpierw stawiam pytanie o to, czym jest obraz fotograficzny, a dopiero w kolejnym „rozdziale” zaczynam analizować sposoby jego rejestracji. Interesuje mnie sam moment tworzenia obrazu : mam tu na myśli obraz fotograficzny w rozumieniu czystego zjawiska optycznego. W tej mierze jestem dość staromodna, gdyż zajmuję się obrazami analogowymi – gdzie podstawowym elementem tworzenia obrazu jest światło i różne jego odbicia : optyka.

Optyka interesowała ludzkość od starożytności: podstawowe pytanie o to, jak jest to możliwe, że widzimy świat – po pierwsze, że go widzimy w ogóle, a po drugie – że go widzimy w określony właśnie sposób. Bardzo ciekawie opisał historię badan nad optyką Iwo Zmyślony w swoim tekście zamieszczonym w katalogu mojej wystawy – autor przywołuje tutaj takie prace historyków fizyki, jak średniowieczny traktat muzułmańskiego przyrodoznawcy i matematyka Alhazena, który już w X wieku opisał sposób działania camera obscura, jak XIII wieczny traktat „Perspectiva” polskiego uczonego Witelona o optyce i psychologii percepcji, czy XVI wieczną rozprawę Gianbattisty della Porta o „soczewkach powiększających oraz dziwnych obrazach, jakie ukazują” .

Na mojej wystawie, oprócz tytułowej instalacji „Teatr zapisu” pojawią się m.in. rzeźby z luster i pryzmatów, które ten właśnie temat eksplorują.

Ta wystawa jest wynikiem zwycięstwa w Triennale Sztuki Pomorskiej. Co tam pokazywałaś?

Konkurs miał miejsce dwa lata temu, wtedy wróciłam akurat ze stypendium w Strasbourgu i pokazałam dwie prace fotograficzne, które właśnie podczas tego stypendium powstały : jedną odbitkę analogową i jedną projekcję diapozytywową ( czyli slajd). Wykonane metodą fotografii otworkowej, w której od kilku lat pracuje. Właśnie projekcja slajdu stała się w ostatnim czasie moją ulubioną formą prezentacji fotografii. Ze względu na zawarty w niej czas. Moje fotografie nie powstają w ułamku sekundy jak większość zdjęć : tu każdy obraz powstaje w efekcie długiego procesu naświetlania – od kilku minut do kilkunastu godzin – i ten czynnik trwania obrazu w czasie bardzo dobrze oddaje projekcja diapozytywowa. Dopowiem, że te prace wygrały w kategorii “Fotografia i Multimedia” Triennale – kategorii było 4, każdy ze zwycięzców nagrodzony został wystawą indywidualną w PGS.

Co cię najbardziej fascynuje w fenomenie rejestrowania rzeczywistości na różnych nośnikach? W gruncie rzeczy zajmujesz się bowiem tym tematem i jego różnymi aspektami od bardzo dawna.

Dużą grupę moich prac stanowią tzw. “kameraobiekty” – są to rzeźby, których kluczowym elementem jest camera obscura, która umieszczona w przestrzeni galeryjnej wydaje się nas “obserwować” – wywołuje to poczucie niepewności, braku kontroli nad procesem rejestracji obrazu fotograficznego;

Jak wyraził się na temat tych prac socjolog, Mateusz Janik  – “właściwie nie wiemy czy ktoś patrzy,  w jakim celu patrzy i jakie są intencje tego spojrzenia : wiąże się to z istotnym rysem rzeczywistości społecznej, w której relacja pomiędzy spoglądającym i  tym kto jest obserwowany jest daleka od równości, i w której te pozycje są pozycjami zależności czy tez wprost dominacji …”

Przede wszystkim interesuje mnie relacja władzy zawarta w układzie: fotografujący – aparat – fotografowany. Jest to relacja hierarchiczna, którą pokrótce można opisać tak : Osoba fotografująca (podmiot) za pomocą urządzenia i wpisanego w to urządzenie programu zyskuje „władzę” nad osobą / rzeczą fotografowaną (obiektem) i kształtuje ten „obiekt” w zależności od swoich potrzeb (emocjonalnych/ estetycznych) – powiela i zawłaszcza. Ja w mojej pracy artystycznej próbuję tę hierarchię przełamać : skupiam się na środkowym ogniwie tego układu, mianowicie na samym „aparacie”, który eksponuje jako nie jako medium, i nie jako przedmiot, ale jako podmiot niejako. Natomiast fotografujący jako taki w moich pracach nie istnieje – ponieważ moje kamera-obiekty są pozbawione operatora : nie mają wizjera, dopuszczają wielość oglądów naraz ; fotografie robione tą metodą niejako„stają się” same.

W instalacji „Teatr zapisu” idea ta została posunięta jeszcze dalej – tytułowa instalacja stanowi rozwinięcie idei “kamera-obiektu” i przełożenie jej na doświadczenie sceniczne.

Jak w praktyce wyglądać będzie ta wystawa? Jak widz będzie mógł dzięki twoim pracom obserwować moment zapisu, zrobienia fotografii? A może będzie mógł wręcz wziąć w nim udział?

Tytułową prace tej wystawy stanowi scena która jest kamerą. Jest to praca, którą zrealizowałam wspólnie z amerykańską artystką Lisą Ruyter. Jej pierwsza prezentacja miała miejsce w Warszawie, w Teatrze Studio w październiku 2014, w ramach „Strefy Tymczasowej Autonomicznej”, serii performansow i wystaw zorganizowanych przez kolektyw FF z Berlina.

Instalacja ma formę oktagonalnego wielościanu, pustego w środku, z otworkami w ściankach. Wnętrze zamyka się lub otwiera za pomocą ruchomych płyt, które mogą zamienić tę konstrukcję we w pełni funkcjonalny aparat otworkowy (gdy zostaną zamknięte) lub w scenę teatralną z proscenium (gdy zostaną otwarte).

W tej pracy miesza się moment rejestracji i bycia rejestrowanym, czyli bycia aktorem i bycia widzem. “Teatr zapisu” łączy funkcje urządzenia rejestrującego, panoptikum, teatru i peep-show – tworzy ramę dla dyskusji o voyeuryzmie, podglądaniu i nagrywaniu.

„Teatr zapisu” to aparat, w którym spojrzenie możliwe jest w obydwu kierunkach – z zewnątrz do wewnątrz jak i odwrotnie. Taką możliwość daje fakt, ze camera obscura, na której bazie został zbudowany „Teatr zapisu”, nie ma kierunku. Przez współczesny aparat fotograficzny można patrzeć tylko w jednym kierunku, tylko tak jak pozwala na to układ soczewek – natomiast w camera obscura, gdzie soczewek brak, obraz pojawia się tam skąd pada więcej światła – rozróżnienie miedzy wnętrzem i zewnętrzem jest więc arbitralne.

Teatrolożka Barbara Świąder w tekście, który napisała do katalogu wystawy, bardzo trafnie podkreśliła, że już w tytule pracy zawarty jest rodzaj napięcia, pewna oksymoroniczność – „teatr” i „zapis”. To przecież pojęcia sprzeczne, wykluczające się. „Wszak teatr nie utrwala, jest bytem efemerycznym, zanurzonym w 'tu i teraz’. Z kolei fotografia próbuje owo 'tu i teraz’ zatrzymać na zawsze, czyli zapisać. Teatr, który w swej istocie jest nieuchwytny, przemijalny, zanurzony w czasie teraźniejszym zostaje połączony z aparatem fotograficznym, będącym maszyną do utrwalania, zatrzymywania czasu.”

Oprócz tej tytułowej instalacji na wystawie pokazane zostaną moje prace powstałe w przeciągu ostatnich dwóch lat :  będą to obiekty lustrzane, kamera-obiekty,  instalacje, projekcje, których wspólnym mianownikiem jest odniesienie do tradycji zagadnień związanych z naturą fotografii – jak to bardzo pięknie opisał Iwo Zmyślony : „Zdyscyplinowane, hermetyczne, geometryczne konstrukcje mogą przywodzić na myśl teatralną przestrzeń – tworzą scenografię abstrakcyjnego spektaklu, w którym główną rolę grają platońskie idee trapezoidalnych graniastosłupów i wielościanów. Matematyczny spokój przenikają migotliwe rozbłyski nieregularnych, ostrokątnych zwierciadeł. Figury te za nic mają sobie odbiorcę – żyją zamknięte we własnym, abstrakcyjnym świecie nieodgadnionych funkcji i znaczeń. Zarazem, paradoksalnie, w milczący, emblematyczny sposób snują zawiłą opowieść o prapoczątkach fotografii, jej związkach z filozofią, malarstwem, alchemią, architekturą.”

Twoja droga do dzisiejszej pozycji – artystki, która ma indywidualną wystawę w jednej z najbardziej liczących się trójmiejskich galerii – była długa i nie do końca typowa. Czy mogłabyś o niej w skrócie opowiedzieć?

Masz tu pewnie na myśli zawiłości w mojej edukacji ? Fakt, troszkę lawirowałam – od szkoły muzycznej przez filologię klasyczną na Uniwersytecie w Gdańsku, potem Fotografię na ASP w Poznaniu aż po studia w zakresie nowych mediów w Holandii.

Jest to pytanie o tyle „na miejscu”, ze na wystawie w PGS wszystkie te elementy dochodzą do głosu. Bo będzie tu i starożytna teoria muzyki, m.in. w instalacji dźwiękowej „Drżenie”, i platońska filozofia, która pojawia się w moich obiektach, i teatr antyczny w elementach scenograficznych, a także nowoczesne oprogramowanie w interaktywnej instalacji video, no i fotografia – ale nie jako obraz, ale raczej jako doświadczenie.

Od lat żyjesz gdzieś między Polską a innymi miejscami. Co cię tak zafascynowało najpierw w Holandii, a potem w Austrii, że spędziłaś tam sporą część swego dotychczasowego dorosłego życia? Co cię skłoniło do powrotu do Polski? Zamierzasz zostać w Trójmieście na dłużej czy znów planujesz jakąś wyprowadzkę zagranicę?

W połowie ubiegłej dekady wyjechałam na studia do Holandii, bo czułam ze potrzebuje innych „narzędzi” niż te które wyniosłam z poznańskiej akademii. Znalazłam wyjątkowy kierunek w Hadze, „art-science”, który był pionierski w tym co teraz zaczyna być bardzo modne, czyli studia tzw. research-based, gdzie metodologia zapożyczona zostaje z podejścia naukowego i zaprzęgnięta na potrzeby praktyki artystycznej. Wśród moich nauczycieli byli zarówno artyści konceptualni jak i muzycy i naukowcy. To było wtedy dla mnie idealne miejsce, za względu właśnie na moje poprzednie doświadczenia akademickie. Po studiach sama prowadziłam tam zajęcia, m.in. z pitagorejskiej teorii muzyki. Ale w którymś momencie przestała mi odpowiadać proponowana tam estetyka. Wtedy trafiłam do Wiednia, wsiąkłam w tamtejszą scenę artystyczną i rozwinęłam się właśnie pod względem formalnym i estetycznym. To tam wróciłam do klasycznej fotografii, ale metodologia zabrana z Holandii została. Potem znowu pojawił się Poznań – najpierw przez rok byłam asystentką na mojej rodzimej Fotografii, a teraz prowadzę tam swój program kuratorski w galerii fotografii PF. I bardzo dobrze się tam sprawdzam. A między wyjazdami do Poznania chętnie spędzam czas w Gdańsku, który w międzyczasie stal się naprawdę przyjemnym miastem.